Komisarz Guido Brunetti marzy, żeby uciec od tłumów i sierpniowych weneckich upałów. Zanim dołączy do wypoczywającej w górach rodziny, będzie musiał przyjrzeć się skardze, jaką jego przyjaciel złożył na podejrzanie opieszałe sądy. Kolega Brunettiego, Lorenzo Vianello, niepokoi się nagłym zainteresowaniem swojej ciotki astrologią i prosi komisarza o pomoc. Plany wakacyjne ostatecznie niweczy brutalna zbrodnia popełniona w mieście.
Kryminał musi być lekki, choć siłę rażenia powinien mieć większą niż bomba atomowa w Hiroszimie. „Kwestia wiary” Donna Leon właśnie taki jest.
Czytelnik przenosi się do słonecznych Włoch, w których wszystko wydaje się lepsze i prostsze niż w Breslau czy Sopocie. Wenecja nie poraża ilością zabytków a bardziej ilością zbrodni na metr kwadratowy. Komisarz Guido Brunetti – prawnik z wykształcenia musi pomóc koledze, któremu spokoju nie dają nowe zainteresowania ciotki. Na dodatek ktoś popełnia zbrodnię, która zmusza komisarza do rezygnacji z urlopu.
Niepocieszony koneser klasycznej literatury, jak nasz Eberhard Mock, bada tropy, które wskazują na sprawcę. A może sprawców? Intryga nie należy do najłatwiejszych. Na dodatek co rusz coś lub ktoś miesza jeszcze bardziej w całym tym świecie tak bardzo nam bliskim.
Bliskim, bo autorka w książce umieszcza ocenę współczesnej władzy i polityki w ogóle. Dostaje się Kościołowi, dostaje się włoskiemu rządowi czy policji. Widać, że ojciec Mateusz ma większą skuteczność niż to skorumpowane środowisko z piekła rodem.
Umie autorka łączyć wątki pozornie nie do połączenia tworząc sieć powiązań, która zrozumiała jest w zaskakującym finale. To bardziej gra strategiczna niż prosta kryminalna zagadka. Kto zabił? Kto jest ofiarą, bo czasem nie wszystko jest takie jasne.
Kawał dobrej roboty. I postaram się o kolejne książki z tej serii.